środa, 24 lutego 2016

Od Aurory

Zostałam sama, z plecakiem w ręku. Na samym początku nie miałam zielonego pojęcia co się właściwie stało, jednak Eve zniknęła w mgnieniu oka i nie było sie kogo o to zapytać. Zrozumiałam jedynie, że znowu wymaga ode mnie nawiązania kontaktu ze swoim kuzynem. Nie, nie, nie..., zaczęłam panikować, a moje serce powędrowało mu ku górze gardła, jakby chciało ewakuować się z mojego ciała zanim wydarzy się coś strasznego. Jednak gdy już emocje opadły, a ja nadal stałam tak sama, pośrodku korytarza, zaraz jakaś inna myśl przesłoniła mi tamten obraz.
Plecak.
Był czarny z białym napisem. Nie znaczył nic szczególnego, więc uznałam, iż musi być to nazwa firmy, która wyprodukowała torbę. Biała metka po boku potwierdzała moje domysły. Tornister wyglądał na solidny i wygodny, choć prawe ramiączko było źle wyregulowane i zapewne służyło jedynie do przewieszania przez ramię, ponieważ różnica była zbyt duża, by można było go wygodnie włożyć na plecy. Został wykonany ze sztucznego tworzywa, najprawdopodobniej był nieprzemakalny.
- Właśnie. - mruknęłam sama do siebie, jakbym sobie coś przypomniała. - Po prostu mu go oddamy.
Zostawiłam mój plecak pod klasą i zamiast niego przewiesiłam sobie torbę Vincenta. Czy właściwie miałam możliwość oddania mu go teraz? Była najdłuższa, obiadowa przerwa. Trwa z jakieś 20 minut. Było dużo czasu by spokojnie odnaleźć wyróżniającego się wyglądem gościa i zwróć mu jego własność. A potem z nim pogadać.
- Ugh.. - nagle straciłam dech, jakby coś mnie rąbnęło w sam środek piersi, jednak bynajmniej nie była to rzecz fizyczna. Nic innego jak sama myśl o nawiązaniu rozmowy z jakąś nieznajomą osobą zabolała mnie o wiele bardziej, niż jakakolwiek kontuzja na beznadziejnym przedmiocie zwanym w-fem.
To w sumie nic trudnego. Po prostu do niego podchodzisz, oddajesz mu plecak i mówisz to, co kazała Eve.
To nie jest takie proste... co mam potem mówić?
Ale Eve zapewniała nas, że on będzie jeszcze bardziej skonfundowany od nas. Po prostu przyjrzysz się jego zachowaniu i wywnioskujesz, jakim jest człowiekiem. Wtedy przybierzemy stosowny ton i obierzemy właściwy tor rozmowy.
Nie chcę... nie mogę!
Choć przez cały czas wydawałam się obojętnie lawirować wśród przechodzących uczniów, teraz nagle na moją twarz wypłynęła rzeka emocji. Coś w stylu przerażenia i gorączkowej desperacji. Znowu zapragnęłam uciec.
Ale informacje, które Eve obiecała...
..jestem złym człowiekiem. Kazałam jej zrobić coś tak niebezpiecznego, a sama wydziwiam z jakimś podejściem do rówieśnika..
...jest jak w telenoweli... a my jesteśmy tą marudną postacią, której się nie kibicuje..
..tak właśnie jest.
Uśmiechnęłam się nagle tak, że aż przechodzący uczniowie spojrzeli na mnie pytająco, jakby myśleli, że robię to z ich powodu, ale ja wyminęłam ich obojętnie. Mój uśmiech stale się poszerzał, aż w końcu odkryłam, że się śmieję.
- Będzie ciekawie.. - mruknęłam sama do siebie marzycielskim głosem, jak fanka przed koncertem ulubionego zespołu - ..będziemy patrzeć na jego zachowanie i pośmiejemy się trochę ze swojego. Całkiem ciekawie.. - moje mruczenie było na tyle niewyraźne, by przechodzący ludzie nie zwrócili na mnie uwagi. Z pewnością myśleli, że powtarzam jakąś wyuczoną mantrę przed lekcją.
I tak jest mi trochę smutno..
..z powodu Eve.
Ale chcę się dowiedzieć czegoś o Nim.
Właśnie. Chcę. A nie muszę.
Dlatego jestem egoistką..
..ta misja została przydzielona nam obydwu, jednak tylko Eve zdawała się poświęcać..
Nie jest ci trochę wstyd?
Może.. choć w sumie, tak właściwie, jestem całkiem zadowolona.
Być może tak mocno satysfakcjonował mnie fakt, że tak słaba i obojętna osoba wreszcie czegoś zapragnęła. Jakby dusza, która błądzi po ciemnym labiryncie nagle dostrzegła światło..
..moje ciało wydawało się być zdecydowane, energiczne i oddane mi bardziej niż kiedykolwiek. Jakby samo krzyczało coś w stylu „tak, zróbmy wreszcie coś ze swoim życiem! Pogadajmy z kimkolwiek.. dla ciebie to i tak już dużo!”. Nie wiedziałam, czy czuję się zadowolona z takiego nawoływania z wnętrza duszy. Być może powinnam to uznać za obelgę od siebie dla samej siebie i się obrazić, ale..
..to przecież nie miałoby sensu.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i wystraszona odwróciłam się do napastnika. Okazał się nim nie kto inny jak.. Eve?
- A ty co tu robisz, zdrajco?! - odwróciłam się gwałtownie zdzierając z siebie jej dłoń - Miałaś mnie supportować, a ty przepadłaś jak kamień w wodę i..
- Jest na zajęciach teatralnych. - odrzekła i chwyciła mnie za rękę - W sumie to inaczej.. będzie tam akurat gdy dotrzemy. - pociągnęła mnie za sobą zanim zdążyłam zaprotestować.
Choć moje serce sprzeciwiało mi się całym sobą, to dalej pchała mnie desperacja.
I tak oto znalazłam się w tej pogańskiej sali, gdzie było strasznie dużo ludzi. 
- Powinien plątać się gdzieś tam.. - wskazała kulisy - ..lepiej złap go na osobności, zanim do ciebie podejdzie i będziesz musiała z nim gadać przy ludziach.
Zrobiłam przerażoną minę, ale ruszyłam w kierunku wskazanym przez uczennicę. Wyglądałam trochę jak wojownik czatujący na mamuta. Wetknęłam głowę przez drzwi i zobaczyłam, że faktycznie: Vincent właśnie odkładał komórkę do kieszeni ze skwaszoną miną, jakby zniesmaczył go jakiś fakt. Albo z kimś gadał, albo przegrał w jakiejś grze.. nie mam pojęcia.
- Hmm, ty? - jego wzrok upolował mnie znacznie szybciej niż sądziłam - Co ty wyprawiasz? Śledzisz mnie? - spytał kpiąco - Może dzisiaj rano, gdy znalazłaś się w moich ramionach, zakochałaś się we mnie bez opamiętania..? - spytał ironicznym, piszczącym głosem. - I przybyłaś wyznać mi miłość! - rozłożył ręce z uśmiechem. - A tak w ogóle.. - nagle spoważniał  - Szukałem go. - wskazał swój plecak - Co ty z nim wyrabiasz?
- K-kazano mi ci go oddać.. - zdjęłam go z pleców i kurczowo zacisnęłam obie dłonie na jednym jego ramiączku - ..em... więc... - nagle poczułam, że przechodzę najprawdopodobniej najgorszy, najpodlejszy i najgłupszy moment, jakie życie mogło mi zgotować.
- Aha, to super. - zabrał go nim w ogóle się zorientowałam - Choć jest trochę cięższy niż wcześniej..
- Dostałam go już z taką wagą - zapewniłam i poczułam, że możliwość nawiązania z nim interakcji szybko przemija - ..więc.. uch.. no.. więc.. eee.... - mogłabym przysiąc, że byłam o wiele bardziej czerwona niż zdrowe buraki na roli - ..so.... no... chciałam ci powiedzieć... - zerknął na mnie pytająco, jednocześnie schylając się do plecaka - ..chciałam.. ja.. PODOBASZ MI SIĘ! - tak, wreszcie udało mi się to z siebie wyrzucić, teraz mogę uznać ten spokojny, beztroski okres życia za zamknięty.
Ja nieszczęsna.. 
- Huh? -  napotkałam wzrok Vincenta, którego w sumie nie mogłam rozszyfrować. W pewnym sensie czułam, że na moich ustach cały czas znajduje się uśmiech, bo sytuacja była tak beznadziejnie komiczna i idiotyczna, że nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Natomiast on wyglądał trochę, jakby nagle.. hmm.. ktoś zamordował mu matkę?
Nagle, w tym samym momencie, zamek plecaka jakby sam drgnął i szybko przestałam patrzeć chłopakowi w oczy, by przenieść wzrok właśnie na to zjawisko. Powoli, powoli z torby wysunęła się jedna, włochata łapka....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz