Zostałam
sama, z plecakiem w ręku. Na samym początku nie miałam zielonego
pojęcia co się właściwie stało, jednak Eve zniknęła w mgnieniu
oka i nie było sie kogo o to zapytać. Zrozumiałam jedynie, że
znowu wymaga ode mnie nawiązania kontaktu ze swoim kuzynem. Nie,
nie, nie..., zaczęłam panikować, a moje serce powędrowało mu ku
górze gardła, jakby chciało ewakuować się z mojego ciała zanim
wydarzy się coś strasznego. Jednak gdy już emocje opadły, a ja
nadal stałam tak sama, pośrodku korytarza, zaraz jakaś inna myśl
przesłoniła mi tamten obraz.
Plecak.
Był
czarny z białym napisem. Nie znaczył nic szczególnego, więc
uznałam, iż musi być to nazwa firmy, która wyprodukowała torbę.
Biała metka po boku potwierdzała moje domysły. Tornister wyglądał
na solidny i wygodny, choć prawe ramiączko było źle wyregulowane
i zapewne służyło jedynie do przewieszania przez ramię, ponieważ
różnica była zbyt duża, by można było go wygodnie włożyć na
plecy. Został wykonany ze sztucznego tworzywa, najprawdopodobniej
był nieprzemakalny. 
- Właśnie.
- mruknęłam sama do siebie, jakbym sobie coś przypomniała. - Po
prostu mu go oddamy.
Zostawiłam
mój plecak pod klasą i zamiast niego przewiesiłam sobie torbę
Vincenta. Czy właściwie miałam możliwość oddania mu go teraz?
Była najdłuższa, obiadowa przerwa. Trwa z jakieś 20 minut. Było
dużo czasu by spokojnie odnaleźć wyróżniającego się wyglądem
gościa i zwróć mu jego własność. A potem z nim pogadać.
- Ugh.. -
nagle straciłam dech, jakby coś mnie rąbnęło w sam środek
piersi, jednak bynajmniej nie była to rzecz fizyczna. Nic innego jak
sama myśl o nawiązaniu rozmowy z jakąś nieznajomą osobą
zabolała mnie o wiele bardziej, niż jakakolwiek kontuzja na
beznadziejnym przedmiocie zwanym w-fem.
To w sumie
nic trudnego. Po prostu do niego podchodzisz, oddajesz mu plecak i
mówisz to, co kazała Eve. 
To nie
jest takie proste... co mam potem mówić?
Ale Eve
zapewniała nas, że on będzie jeszcze bardziej skonfundowany od
nas. Po prostu przyjrzysz się jego zachowaniu i wywnioskujesz, jakim
jest człowiekiem. Wtedy przybierzemy stosowny ton i obierzemy
właściwy tor rozmowy. 
Nie
chcę... nie mogę!
Choć
przez cały czas wydawałam się obojętnie lawirować wśród
przechodzących uczniów, teraz nagle na moją twarz wypłynęła
rzeka emocji. Coś w stylu przerażenia i gorączkowej desperacji.
Znowu zapragnęłam uciec. 
Ale
informacje, które Eve obiecała...
..jestem
złym człowiekiem. Kazałam jej zrobić coś tak niebezpiecznego, a
sama wydziwiam z jakimś podejściem do rówieśnika..
...jest
jak w telenoweli... a my jesteśmy tą marudną postacią, której
się nie kibicuje..
..tak
właśnie jest. 
Uśmiechnęłam
się nagle tak, że aż przechodzący uczniowie spojrzeli na mnie
pytająco, jakby myśleli, że robię to z ich powodu, ale ja
wyminęłam ich obojętnie. Mój uśmiech stale się poszerzał, aż
w końcu odkryłam, że się śmieję. 
- Będzie
ciekawie.. - mruknęłam sama do siebie marzycielskim głosem, jak
fanka przed koncertem ulubionego zespołu - ..będziemy patrzeć na
jego zachowanie i pośmiejemy się trochę ze swojego. Całkiem
ciekawie.. - moje mruczenie było na tyle niewyraźne, by
przechodzący ludzie nie zwrócili na mnie uwagi. Z pewnością
myśleli, że powtarzam jakąś wyuczoną mantrę przed lekcją.
I tak jest
mi trochę smutno..
..z powodu
Eve. 
Ale chcę
się dowiedzieć czegoś o Nim. 
Właśnie.
Chcę. A nie muszę.
Dlatego
jestem egoistką..
..ta misja
została przydzielona nam obydwu, jednak tylko Eve zdawała się
poświęcać..
Nie jest
ci trochę wstyd?
Może..
choć w sumie, tak właściwie, jestem całkiem zadowolona. 
Być może
tak mocno satysfakcjonował mnie fakt, że tak słaba i obojętna
osoba wreszcie czegoś zapragnęła. Jakby dusza, która błądzi po
ciemnym labiryncie nagle dostrzegła światło..
..moje
ciało wydawało się być zdecydowane, energiczne i oddane mi
bardziej niż kiedykolwiek. Jakby samo krzyczało coś w stylu „tak,
zróbmy wreszcie coś ze swoim życiem! Pogadajmy z kimkolwiek.. dla
ciebie to i tak już dużo!”. Nie wiedziałam, czy czuję się
zadowolona z takiego nawoływania z wnętrza duszy. Być może
powinnam to uznać za obelgę od siebie dla samej siebie i się
obrazić, ale..
..to
przecież nie miałoby sensu.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i wystraszona odwróciłam się do napastnika. Okazał się nim nie kto inny jak.. Eve?
- A ty co tu robisz, zdrajco?! - odwróciłam się gwałtownie zdzierając z siebie jej dłoń - Miałaś mnie supportować, a ty przepadłaś jak kamień w wodę i..
- Jest na zajęciach teatralnych. - odrzekła i chwyciła mnie za rękę - W sumie to inaczej.. będzie tam akurat gdy dotrzemy. - pociągnęła mnie za sobą zanim zdążyłam zaprotestować.
Choć moje serce sprzeciwiało mi się całym sobą, to dalej pchała mnie desperacja.
I tak oto znalazłam się w tej pogańskiej sali, gdzie było strasznie dużo ludzi.
- Powinien plątać się gdzieś tam.. - wskazała kulisy - ..lepiej złap go na osobności, zanim do ciebie podejdzie i będziesz musiała z nim gadać przy ludziach.
Zrobiłam przerażoną minę, ale ruszyłam w kierunku wskazanym przez uczennicę. Wyglądałam trochę jak wojownik czatujący na mamuta. Wetknęłam głowę przez drzwi i zobaczyłam, że faktycznie: Vincent właśnie odkładał komórkę do kieszeni ze skwaszoną miną, jakby zniesmaczył go jakiś fakt. Albo z kimś gadał, albo przegrał w jakiejś grze.. nie mam pojęcia.
- Hmm, ty? - jego wzrok upolował mnie znacznie szybciej niż sądziłam - Co ty wyprawiasz? Śledzisz mnie? - spytał kpiąco - Może dzisiaj rano, gdy znalazłaś się w moich ramionach, zakochałaś się we mnie bez opamiętania..? - spytał ironicznym, piszczącym głosem. - I przybyłaś wyznać mi miłość! - rozłożył ręce z uśmiechem. - A tak w ogóle.. - nagle spoważniał - Szukałem go. - wskazał swój plecak - Co ty z nim wyrabiasz?
- K-kazano mi ci go oddać.. - zdjęłam go z pleców i kurczowo zacisnęłam obie dłonie na jednym jego ramiączku - ..em... więc... - nagle poczułam, że przechodzę najprawdopodobniej najgorszy, najpodlejszy i najgłupszy moment, jakie życie mogło mi zgotować.
- Aha, to super. - zabrał go nim w ogóle się zorientowałam - Choć jest trochę cięższy niż wcześniej..
- Dostałam go już z taką wagą - zapewniłam i poczułam, że możliwość nawiązania z nim interakcji szybko przemija - ..więc.. uch.. no.. więc.. eee.... - mogłabym przysiąc, że byłam o wiele bardziej czerwona niż zdrowe buraki na roli - ..so.... no... chciałam ci powiedzieć... - zerknął na mnie pytająco, jednocześnie schylając się do plecaka - ..chciałam.. ja.. PODOBASZ MI SIĘ! - tak, wreszcie udało mi się to z siebie wyrzucić, teraz mogę uznać ten spokojny, beztroski okres życia za zamknięty.
Ja nieszczęsna..
- Huh? - napotkałam wzrok Vincenta, którego w sumie nie mogłam rozszyfrować. W pewnym sensie czułam, że na moich ustach cały czas znajduje się uśmiech, bo sytuacja była tak beznadziejnie komiczna i idiotyczna, że nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Natomiast on wyglądał trochę, jakby nagle.. hmm.. ktoś zamordował mu matkę?
Nagle, w tym samym momencie, zamek plecaka jakby sam drgnął i szybko przestałam patrzeć chłopakowi w oczy, by przenieść wzrok właśnie na to zjawisko. Powoli, powoli z torby wysunęła się jedna, włochata łapka....
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i wystraszona odwróciłam się do napastnika. Okazał się nim nie kto inny jak.. Eve?
- A ty co tu robisz, zdrajco?! - odwróciłam się gwałtownie zdzierając z siebie jej dłoń - Miałaś mnie supportować, a ty przepadłaś jak kamień w wodę i..
- Jest na zajęciach teatralnych. - odrzekła i chwyciła mnie za rękę - W sumie to inaczej.. będzie tam akurat gdy dotrzemy. - pociągnęła mnie za sobą zanim zdążyłam zaprotestować.
Choć moje serce sprzeciwiało mi się całym sobą, to dalej pchała mnie desperacja.
I tak oto znalazłam się w tej pogańskiej sali, gdzie było strasznie dużo ludzi.
- Powinien plątać się gdzieś tam.. - wskazała kulisy - ..lepiej złap go na osobności, zanim do ciebie podejdzie i będziesz musiała z nim gadać przy ludziach.
Zrobiłam przerażoną minę, ale ruszyłam w kierunku wskazanym przez uczennicę. Wyglądałam trochę jak wojownik czatujący na mamuta. Wetknęłam głowę przez drzwi i zobaczyłam, że faktycznie: Vincent właśnie odkładał komórkę do kieszeni ze skwaszoną miną, jakby zniesmaczył go jakiś fakt. Albo z kimś gadał, albo przegrał w jakiejś grze.. nie mam pojęcia.
- Hmm, ty? - jego wzrok upolował mnie znacznie szybciej niż sądziłam - Co ty wyprawiasz? Śledzisz mnie? - spytał kpiąco - Może dzisiaj rano, gdy znalazłaś się w moich ramionach, zakochałaś się we mnie bez opamiętania..? - spytał ironicznym, piszczącym głosem. - I przybyłaś wyznać mi miłość! - rozłożył ręce z uśmiechem. - A tak w ogóle.. - nagle spoważniał - Szukałem go. - wskazał swój plecak - Co ty z nim wyrabiasz?
- K-kazano mi ci go oddać.. - zdjęłam go z pleców i kurczowo zacisnęłam obie dłonie na jednym jego ramiączku - ..em... więc... - nagle poczułam, że przechodzę najprawdopodobniej najgorszy, najpodlejszy i najgłupszy moment, jakie życie mogło mi zgotować.
- Aha, to super. - zabrał go nim w ogóle się zorientowałam - Choć jest trochę cięższy niż wcześniej..
- Dostałam go już z taką wagą - zapewniłam i poczułam, że możliwość nawiązania z nim interakcji szybko przemija - ..więc.. uch.. no.. więc.. eee.... - mogłabym przysiąc, że byłam o wiele bardziej czerwona niż zdrowe buraki na roli - ..so.... no... chciałam ci powiedzieć... - zerknął na mnie pytająco, jednocześnie schylając się do plecaka - ..chciałam.. ja.. PODOBASZ MI SIĘ! - tak, wreszcie udało mi się to z siebie wyrzucić, teraz mogę uznać ten spokojny, beztroski okres życia za zamknięty.
Ja nieszczęsna..
- Huh? - napotkałam wzrok Vincenta, którego w sumie nie mogłam rozszyfrować. W pewnym sensie czułam, że na moich ustach cały czas znajduje się uśmiech, bo sytuacja była tak beznadziejnie komiczna i idiotyczna, że nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Natomiast on wyglądał trochę, jakby nagle.. hmm.. ktoś zamordował mu matkę?
Nagle, w tym samym momencie, zamek plecaka jakby sam drgnął i szybko przestałam patrzeć chłopakowi w oczy, by przenieść wzrok właśnie na to zjawisko. Powoli, powoli z torby wysunęła się jedna, włochata łapka....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz