wtorek, 23 lutego 2016

Od Sevastiana

Jak zwykle. 5 rano budzik. Nie żebym dał radę dłużej spać, ale mimo wszystko bardzo to dobijające. Dźwięk obudził także mojego kocura. Spojrzał na mnie przeciągle po czym jak zwykle poszedł dalej spać. Ten to ma za dobrze. Westchnąłem przeciągle i zwlokłem się z łóżka do garderoby. Ubrałem pierwszy lepszy czarny dres i zjechałem windą do wyjścia z budynku. Zimne powietrze przyjemnie otaczało moją skórę a obłoczki pary z ust przypominały dawny nawyk palenia.
Równym tempem przebiegłem drogę do parku, sam park i drogę z  powrotem. Koło 15 kilometrów. Mokry od potu po powrocie poszedłem od razu do wielkiej łazienki. Szybki prysznic, założenie czarnej koszulki i na śniadanie. Codzienna rutyna, która mi nie przeszkadzała aż tak jak mogłoby się wydawać.
- Witaj Gregory. - Odezwałem się do swojego kamerdynera.
- Naleśniki, jajka i bekon.?
- Oczywiście. - Posłałem mu szyki uśmiech.
Pracuje dla mnie od 5 lat i przez ten czas zdążył mnie bardzo dobrze poznać. Wszystkie upodobania. Takiego człowieka chyba nic już nie zdziwi. Sadowię się na stołku przy wyspie i czekam na śniadanie.
Szybko pojawia się przede mną razem z czarną kawą. Biorę łyka i wstaję po białego, cienkiego jak zeszyt laptopa. Uruchamiam program pocztowy i zaciekawia mnie mnie wiadomość od jednej z nauczycielek z liceum. Wychowawczyni bodajże II f. Przebiegam wzrokiem po tekście wiadomości.

"Dzień dobry. 
Ponieważ prowadzisz zajęcia teatralne mógłbyś zająć się jednym uczniem.? Ma bardzo niskie zachowanie z racji ciągłego wagarowania. Zajęcia mogłyby pomóc mu je podnieść. Nazywa się Vincent Vels. Jestem pewna, że o nim słyszałeś. Dzisiaj pojawił się rano na chwilę w szkole po czym jak zwykle zniknął. Pokładam nadzieję, że uda Ci się odpowiednio go zachęcić. 
Lorraine Connor."

Przesuwam palcem po wardze. To może być zabawne. Odpisuję na maila z potwierdzeniem, że zajmę się tym. Wyciągam iPhone'a i wybieram numer do mojego człowieka od PR, który potrafi uzyskać więcej informacji niż zwykła osoba z jego zawodu.
- Logan... - Mruczę. - Potrzebuję jakiegoś potwierdzenia, że uczeń z licealnej II f ze szkoły w której uczę przebywał w czasie lekcji poza nią.
- Na kiedy proszę pana.?
- Jak najszybciej. - Uśmiecham się podle.
- Coś jeszcze.?
- Jego numer.
- Oczywiście. Prześlę panu informacje mailem.
- Dzięki.
Wkładam talerz do zmywarki, biorę portfel i kluczyki do Vanquish'a*. Zjeżdżam do podziemnego garażu i wsiadam do czarnego auta. Silnik budzi się do życia i z przyjemnym warkotem wyjeżdżam na ulice miasta. Gdy stoję na światłach słyszę powiadomienie z telefonu. Odczytuję wiadomość, w której jest tylko nagranie z monitoringu sprzed baru Purple Oyster na którym widać chłopaka. I o to chodziło. Jeśli nie pójdzie po dobroci na nasz przyszły układ to z tym nie będzie miał wyboru. Pod nagraniem znajduje się numer. Dzwonię na niego z zestawu głośnomówiącego i ruszam na zielonym świetle.
- Halo.? - Słyszę znudzony głos.
- Witam. Sevastian Thaye z tej strony.
- Ta..?
- Słyszałem, że masz mały problem z zachowaniem. Możemy to załatwić po dobroci. Ty przychodzisz na moje zajęcia teatralne a ja gwarantuję Ci wyższą ocenę. Oczywiście radziłbym też przemyśleć fakt, że Twoje podróże w czasie lekcji nie są zbyt legalne. - Moje usta wyginają się w uśmiechu.
Chłopak zaczyna coś mówić, lecz przerywam mu.
- Dziś o 16. Szkolna sala teatralna. Zapraszam serdecznie.
Słyszę westchnienie i rozłączam się.
Kilka minut później parkuję na miejscu dla nauczycieli pod szkołą i mimo zachmurzonego nieba wysiadam w ciemnych okularach i krótkim rękawku. Czerń ubrań znacząco kontrastuje z moją bladą, prawie śnieżnobiałą cerą. Obserwuję przez chwilę ceglane budynki i zaciągam się elektronicznym papierosem z wiśniowym wkładem. Palę to cholerstwo chyba tylko dla smaku. Krzywię się i ruszam do swojej sali w oczekiwaniu na uczniów.
Krzyżuję nogi w kostkach zaczynam przeglądać sztuki leżące bez ładu i składu na całym biurku stojącym bokiem do podniesionej sceny. Do mojej ręki wpada Romeo i Julia. Dawno tego nie wystawialiśmy. Zaczynam zakreślać sceny, pojedyncze rozmowy i przy imionach bohaterów zapisywać imiona swoich uczniów. Nikt jednak nie pasuje mi do roli Romea i Juli. Cóż. O tym pomyślę później.
Sala zaczyna się zapełniać. Na obitych czerwonym materiałem krzesłach ustawionych przed maleńką sceną sadowi się coraz więcej uczniów i ku mojemu zdziwieniu dostrzegam wśród nich Eve Blackimir. Moje brwi sięgają nieba. A to niespodzianka. Takim oto sposobem Julia sama się pojawiła. Maskuję enigmatyczny uśmiech kładąc palce na ustach.

* Jeden z modeli Astona Martina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz