Ostatecznie zająłem się oglądaniem ludzi, chociaż jednocześnie czułem, jak Iwes płochliwie zerkała w moją stronę. Chyba nie byłem, aż tak straszny w jej opinii?
Na początku omijałem dziewczynę wzrokiem, ale jednak w końcu i jej się przyjrzałem. Zareagowała na to niezwykle nerwowo. Trudno było nie zauważyć, jak bardzo trzęsły się jej ręce. Szybko odwróciła ode mnie wzrok, jednak po chwili spojrzała się mi prosto w oczy.
Jedną ręką złapała się lady, jednak piwo wylądowało na jednym z klientów. Prosto na mężczyźnie, który z moich wcześniejszych obserwacji z pewnością był po niejednym kuflu piwa.
- Co do…?!?! - ten wrzasnął zaskoczony. - Co to ma być?!
- Co do…?!?! - ten wrzasnął zaskoczony. - Co to ma być?!
Twarz mężczyzny przybrała niemalże purpurowy odcień. Z pewnością nie dodało mu to urody, jeśli miałbym to skomentować to tworzyło to wyjątkowo paskudny zestaw z bliznami po ospie.
Oho, najwyraźniej ktoś ma tutaj ostry temperament. - Skomentowałem w myślach. - To ten typ, który woli załatwiać wszystko siłą.
Normalnie pewnie zostawiłbym taką osobę samą w podobnej sytuacji, ale jednak było mi jej odrobinę szkoda. No i wolałem nie zgadywać co by mi Joe zrobił, gdybym pozwolił mężczyźnie wyżyć na Iwes swoją złość. Poza tym… To chyba pośrednio było przeze mnie albo raczej przez moją obecność, z tego co zauważyłem.
- Przepraszam! - Pisnęła przerażona.
- Przepraszam! - Pisnęła przerażona.
Powoli zaczęła się cofać, dopóki nie oparła się o ścianę. Wyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć.
Mężczyzna zignorował jej przeprosiny i już zamierzał na nią nawrzeszczeć. Widząc, że Iwes raczej nie przyjmie tego za dobrze, poderwałem się ze swojego miejsca i szybkim krokiem znalazłem się między nią, a awanturnikiem.
- Bardzo przepraszam, szanownego klienta - pokazałem mu przyjazny uśmiech, mając nadzieję, że go to uspokoi. - Zaraz to panu, jakoś wynagrodzę - obiecałem. - Iwes - zwróciłem się w stronę dziewczyny. - Proszę obsłuż pozostałych klientów, a ja zajmę się tym panem - starałem się mówić spokojnym tonem, żeby się odrobinę odprężyła.
- Bardzo przepraszam, szanownego klienta - pokazałem mu przyjazny uśmiech, mając nadzieję, że go to uspokoi. - Zaraz to panu, jakoś wynagrodzę - obiecałem. - Iwes - zwróciłem się w stronę dziewczyny. - Proszę obsłuż pozostałych klientów, a ja zajmę się tym panem - starałem się mówić spokojnym tonem, żeby się odrobinę odprężyła.
Nie wiedziałem, czy to odniesie pożądany efekt, ale miałem nadzieję, że odrobinę bardziej się rozluźni.
- Lepiej, żebyś mógł to wynagrodzić - burknął mężczyzna, ale spokojnie za mną ruszył.
- Lepiej, żebyś mógł to wynagrodzić - burknął mężczyzna, ale spokojnie za mną ruszył.
Ja tymczasem niezauważalnie odetchnąłem. Obyło się, jednak bez bójki. Nie, żebym się bał, jakiegoś lokalnego pijaczka, ale na pewno nie wpłynęłoby to pozytywnie na reputację lokalu.
- Zajmę się nim - szepnąłem na tyle cicho, żeby tylko ona usłyszała.
Samego mężczyznę zaprowadziłem na zaplecze. Byłem tam już niejeden raz z Joem, więc kiedy już tam dotarliśmy spokojnie zacząłem przeszukiwać kartonowe pudła, w których znajdowały się firmowe stroje.
- Zajmę się nim - szepnąłem na tyle cicho, żeby tylko ona usłyszała.
Samego mężczyznę zaprowadziłem na zaplecze. Byłem tam już niejeden raz z Joem, więc kiedy już tam dotarliśmy spokojnie zacząłem przeszukiwać kartonowe pudła, w których znajdowały się firmowe stroje.
Trochę szkoda było ich poświęcać, ale jeśli miało to rozwiązać problem to potem będę musiał przetrwać narzekanie Joego. Szybko znalazłem zestaw w odpowiednim rozmiarze, który był w dodatku nieużywany i podałem go mężczyźnie, który przyjrzał mu się z niechętną miną.
- Ja chyba nie będę musiał w tym wracać do domu - zmierzył mnie podirytowanym spojrzeniem.
- Oczywiście, że nie - odparłem uprzejmie. - To tylko ubranie tymczasowe, dopóki nie wyczyszczę pana stroju. Łazienka jest zaraz przy pierwszych drzwiach po prawej stronie - poinformowałem go.
- Ja chyba nie będę musiał w tym wracać do domu - zmierzył mnie podirytowanym spojrzeniem.
- Oczywiście, że nie - odparłem uprzejmie. - To tylko ubranie tymczasowe, dopóki nie wyczyszczę pana stroju. Łazienka jest zaraz przy pierwszych drzwiach po prawej stronie - poinformowałem go.
Tak naprawdę to facet i jego czepliwe spojrzenie zaczynał działać mi na nerwy, ale postanowiłem tego po sobie nie okazywać. Musiałem być spokojny i rozwiązać tą sytuację bez rozlewu krwi.
Chociaż… Gdybym tak mu złamał nos, to by mi się pewnie humor poprawił.
Szybko zdusiłem tą pokusę w zarodku.
Wróciłem z zaplecza do Iwes, która wyglądała już o wiele lepiej. Nie mogłem powiedzieć, że wyglądała dobrze, ale było już o wiele lepiej, a gdyby tak zignorować niezwykle pobladłą skórę i fakt, że nie zdawała się być w stanie wykrztusić słowa w mojej obecności to było z nią całkiem nieźle. Kobieta nalała dwa kufle piwa i postawiła je przede mną, wskazując brodą w kierunku niedoszłego awanturnika i jego znajomego.
Odpowiedziałem jej uśmiechem i skinieniem pełnym aprobaty. Szybkim ruchem zgarnąłem zawartość blatu i kilka sekund później znajdowała się przed dwoma mężczyznami, na co jeden z nich burknął bliżej nieokreślone słowa.
Tymczasem mnie czekało drugie zadanie.
Na zapleczu poszukałem torby, w której chwilę później wylądowało ubranie mężczyzny. Szybkimi krokami opuściłem lokal, aby udać się do pobliskiej pralni, gdzie strój został przekazany we właściwe ręce.
Niedługo później otrzymałem go z powrotem i jako, że Purple Oyster było oddalone zaledwie o jedną ulicę, nie minęły nawet dwie minuty, zanim znalazłem się w środku baru.
Mężczyzna po otrzymaniu nowego stroju i darmowych kufli zdawał się być już w o wiele lepszym humorze.
Iwes tymczasem niemalże biegała między klientami, których część stawała się już wyraźnie podirytowana wydłużonym czasem czekania na ich zamówienia. Po prostu nie mogłem zignorować jej pełnych przerażenia oczu, które aż błagały, żeby ktoś ją uratował. Prawdopodobnie Joe, który się spóźniał już przynajmniej dobrą godzinę.
Pomóc jej czy nie pomóc?
Normalnie odpowiedź brzmiałaby oczywiście: nie pomóc, ale było w niej coś, co sprawiało, że po prostu nie mogłem od tak się odwrócić i odejść z uśmiechem na twarzy, jakbym zrobił to z kimkolwiek innym w tej sytuacji.
Jakbym miał ją do czegoś porównać to byłoby to… Bezbronne ranne zwierzę zdane na łaskę (albo raczej jej brak) drapieżcy..
Prawdopodobnie było to najbliższe temu co o niej myślałem, a że zwierzęta były poniekąd moim słabym punktem (uważałem je za o wiele lepsze od większości ludzi) to trudno było mi jej nie pomóc.
Westchnąłem ciężko na samą myśl tego, co za chwilę zrobię.
Nawet najwyraźniej ja mam jedne z nielicznych dni dobroci dla zwie... ludzi.
Szybkim krokiem wyminąłem oburzenie protestujących ludzi, którym zdawała się, że wciskam się do kolejki. Nie poświęciłem im nawet sekundy mojej uwagi tylko minąłem Iwes dyskretnie szepcząc:
- Masz trzy minuty. Postaraj się nie pogorszyć sytuacji - powiedziałem nieco chłodnym
- Masz trzy minuty. Postaraj się nie pogorszyć sytuacji - powiedziałem nieco chłodnym
tonem w nadziei, że pod jego wpływem podwoi swoje wysiłki. Może i miałem dzień dobroci dla zwierząt, ale bez przesady. Nie zamierzałem jej niańczyć. Musi uczyć sobie radzić w życiu. Nie dałem jej nawet chwili, żeby zdążyła się sprzeciwić, nim zniknąłem za drzwiami od zaplecza. Doskonale wiedziałem, gdzie były trzymane stroje pracowników. Dziwnym trafem mieli zaskakująco dużo kompletów, które zawsze czekały gotowe na nowych pracowników.
Szybko zmieniłem strój. Wyglądałem teraz na bardzo podirytowanego pracownika tego przybytku.
Czemu w ogóle jej pomagam? - Sama myśl o pomaganiu komukolwiek z mojej własnej woli…
Nie zajęło mi długo, kiedy byłem już z powrotem za ladą. Niemalże zamarłem na pewien szczególny widok, którym zostały uraczone moje oczy.
Niewielkiej wielkości macka, która właśnie otulała kufel z trunkiem.
Niemalże zacząłem mrugać powieką, aby upewnić się, że widzę to co w rzeczywistości widzę. Szybko jednak przybrałem obojętny wyraz twarzy, jakbym nigdy nie zwrócił uwagi na dziwne zjawisko.
Zrobiłem kolejny krok, będąc niemalże pewien, że nie zauważyła tej małej zmiany w moim tempie.
- Czego się tak gapisz? Zaraz znowu zejdzie się tłum! Wracaj do pracy! - Ofuknąłem ją chcąc, żeby przestała o tym myśleć.
- Czego się tak gapisz? Zaraz znowu zejdzie się tłum! Wracaj do pracy! - Ofuknąłem ją chcąc, żeby przestała o tym myśleć.
Oczywiście zamierzałem udać, że nic nie widziałem i ją obserwować. To było dosyć zaskakujące. Spotkać kogoś z nadnaturalną zdolnością i to w dodatku w takim miejscu. Zastanawiało mnie czy powinienem być tym zaniepokojony, czy też bardziej zainteresowany.
Szybko wróciła do pracy, a ja zająłem miejsce w odległości kilku metrów od niej na drugim stanowisku. Już kiedyś pomogłem Joemu przy barze, więc nikt nie musiał mi tłumaczyć co mam robić.
Jedynie od czasu do czasu, pozwalałem sobie zerknąć w jej stronę, starając wywnioskować coś z jej postawy. Sprawiała wrażenie kłębka nerwów.
Przed oczami stanął obraz małej drobnej owcy patrzącej się w oczy wilka.
- Słuchasz mnie?! - Zirytowany klient przede mną warknął.
- Już! - Odparłem tonem z nutą groźby, że jeśli się nie zamknie to...
- Słuchasz mnie?! - Zirytowany klient przede mną warknął.
- Już! - Odparłem tonem z nutą groźby, że jeśli się nie zamknie to...
Cokolwiek zamierzał powiedzieć, najwyraźniej postanowił to przemyśleć, ponieważ zamknął usta i nagle zainteresował się wyglądem lady. Miałem ochotę prychnąć na reakcję tego tchórza, ale zamiast tego po prostu podałem mu kufel.
Nagle odczułem niepokojąco znajome uczucie. Mój wzrok powędrował do mojej lewej ręki. Tylko dzięki mojej sile woli z moich ust nie posypała się wiązanka przekleństw.
W końcu kto by nie zaczął kląć na widok ich własnej ręki przenikającej blat w miejscu publicznym.
Doskonale - pomyślałem ironicznie. - Po prostu doskonale. I jeszcze agorafobiczna barmanka musiała to zauważyć! - Nie musiałem się odwracać, żeby to stwierdzić. Czułem jej przerażone spojrzenie.
Teraz będę musiał zostać do końca jej zmiany i upewnić się, że będzie wiedzieć co ją czeka, jeśli kiedykolwiek zdecydowała się podzielić tym co tutaj widziała.
I z pewnością nie byłby to przyjemny widok po tym, jak bym z nią skończył. Rodzona matka, by jej nie poznała.
Trzymając moje nerwy na wodzy i nie pozwalając nawet na chwilę zejść spokojnej i uprzejmej masce z mojej twarzy cierpliwie obsługiwałem klientów. Joe nie wracał. Jedyną oznaką, że żyje był sms w którym poinformował mnie, że będzie najwcześniej za dwie godziny, ponieważ stoi w korku. Chciał, żebym zajął się przez ten czas Iwes.
Na ten widok moją twarz rozjaśnił odrobinę spaczony uśmiech.
Idealnie. Z pewnością nią się zajmę. - Zdusiłem morderczy śmiech.
Chociaż tyle układało się po mojej myśli. Tak właściwie była to idealna sytuacja, żeby wyciągnąć z niej jakieś informacje. Do tej pory nigdy nie miałem okazji przesłu… zapytać się kogoś na temat mocy.
Nareszcie jej zmiana się skończyła. Kiedy pojawiła się kolejna zmiana z pogodnym uśmiechem pociągnąłem Iwes na zaplecze.
Spłoszona próbowała oswobodzić swoją rękę z mojego uścisku, ale pozostała ona zaciśnięta na jej nadgarstku. Godne pożałowania. Była tak słaba, że nie miała najmniejszej szansy przeciwko mi.
Niemalże wrzuciłem ją do pokoju i zatrzasnąłem drzwi. Jej jedyna droga ucieczki została odcięta. Nie miałem wątpliwości, że doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Spojrzała przerażona na mnie i cofnęła się o krok do tyłu. Przełknęła dość głośno ślinę i nieco pewniej niż wcześniej powiedziała:
- M-mogę wiedzieć o co ci chodzi? C-co ci tak nagle odwaliło?
- M-mogę wiedzieć o co ci chodzi? C-co ci tak nagle odwaliło?
Więc zamierzała udawać blondynkę? Doprawdy…
- Ciemność. Macka. Ręka. Blat - powiedziałem cztery słowa i z każdym stawała się
- Ciemność. Macka. Ręka. Blat - powiedziałem cztery słowa i z każdym stawała się
jeszcze bardziej blada. - Może być? Mimo wszystko starała się zachować opanowany wyraz twarzy. Nie, żeby jej to wychodziło.
- J-jesteś z Organizacji? - zapytała, a jej twarz stała się już całkowicie biała jak kreda.
To mnie nieco wytrąciło z nastroju. Organizacja? Jaka organizacja?
- O czym ty mówisz?! - Zainteresowałem się. Kiedyś słyszałem, jak ktoś o tym mówił
- J-jesteś z Organizacji? - zapytała, a jej twarz stała się już całkowicie biała jak kreda.
To mnie nieco wytrąciło z nastroju. Organizacja? Jaka organizacja?
- O czym ty mówisz?! - Zainteresowałem się. Kiedyś słyszałem, jak ktoś o tym mówił
w mojej obecności, ale nie miałem, wtedy pojęcia o czym jest mowa.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Chyba zniszczyłem jej fragment światopoglądu. Po paru sekundach przemówiła niby to do mnie, niby to do siebie:
- Czyli nie masz z nimi nic wspólnego… - wyglądała, jakby wygrała na loterii. Pierwszy raz jej twarz przedstawiała coś innego niż przerażenie - szczerą ulgę.
- Jaka Organizacja? - Zapytałem ją po raz kolejny. - Nie mam pojęcia o czym ty mówisz!
- Czyli nie masz z nimi nic wspólnego… - wyglądała, jakby wygrała na loterii. Pierwszy raz jej twarz przedstawiała coś innego niż przerażenie - szczerą ulgę.
- Jaka Organizacja? - Zapytałem ją po raz kolejny. - Nie mam pojęcia o czym ty mówisz!
Posłałem jej uważne, kalkulujące spojrzenie. Nie zamierzałem jej stąd wypuścić dopóki nie powie mi wszystkiego co wie.
- Zróbmy tak… - zaczęła mówić cicho, ale nareszcie w miarę płynnie. - Oboje zapomnimy co się tutaj wydarzyło i rozejdziemy się w pokoju. Pasuje?
- Zróbmy tak… - zaczęła mówić cicho, ale nareszcie w miarę płynnie. - Oboje zapomnimy co się tutaj wydarzyło i rozejdziemy się w pokoju. Pasuje?
Zastanowiłem się chwilę. W sumie to nie brzmiało to tak źle. Jednak...
- Nie - odparłem. - Powiesz mi wszystko co wiesz, a dopiero wtedy o wszystkim zapomnimy i rozejdziemy się w pokoju - poinformowałem ją.
- Nie - odparłem. - Powiesz mi wszystko co wiesz, a dopiero wtedy o wszystkim zapomnimy i rozejdziemy się w pokoju - poinformowałem ją.
Nie wyglądała na zachwyconą. Mimo to zapewne już się zorientowała, że to jej się najbardziej w tym momencie opłaca.
- Dobra. - odpowiedziała po chwili. - Co chcesz dokładniej wiedzieć?
- Wszystko - odpowiedziałem. - Możesz zacząć od Organizacji.
- Dobra. - odpowiedziała po chwili. - Co chcesz dokładniej wiedzieć?
- Wszystko - odpowiedziałem. - Możesz zacząć od Organizacji.
Dziewczyna westchnęła. Najwyraźniej stawała się coraz bardziej śmielsza w rozmowie ze mną, co było mi na rękę, ponieważ nie potrzebowałem, aby się jąkała przy każdej odpowiedzi. Odsunęła krzesło i usiadła na nim.
- Usiądź. Trochę mi z tym zejdzie. - Kiedy zająłem już miejsce na blacie kredensu, znajdującego się naprzeciwko niej, kontynuowała. - Zacznę od tego, że sama nie wiele o niej wiem. Mogę przekazać ci tylko to, czego się dowiedziałam, zanim przyjechałam tutaj.
- Usiądź. Trochę mi z tym zejdzie. - Kiedy zająłem już miejsce na blacie kredensu, znajdującego się naprzeciwko niej, kontynuowała. - Zacznę od tego, że sama nie wiele o niej wiem. Mogę przekazać ci tylko to, czego się dowiedziałam, zanim przyjechałam tutaj.
Kiwnąłem głową.
- Organizacja nazywa się Order. Jej pracownikami są głównie osoby takie jak ty czy ja - z mocami. Mimo że z zewnątrz wygląda normalnie, a wielu jej pracowników działa w słusznej sprawie, nie jest ona do końca czysta. Nie mam pojęcia co się dzieje na zapleczu tego przybytku, ale nie mogą to być wielkie i wspaniałe rzeczy, skoro powstała pewna grupa buntowników, gotowa oddać życie, by ją zniszczyć.
- Rozumiem, że do niej należysz - zauważyłem.
- Organizacja nazywa się Order. Jej pracownikami są głównie osoby takie jak ty czy ja - z mocami. Mimo że z zewnątrz wygląda normalnie, a wielu jej pracowników działa w słusznej sprawie, nie jest ona do końca czysta. Nie mam pojęcia co się dzieje na zapleczu tego przybytku, ale nie mogą to być wielkie i wspaniałe rzeczy, skoro powstała pewna grupa buntowników, gotowa oddać życie, by ją zniszczyć.
- Rozumiem, że do niej należysz - zauważyłem.
Spojrzała na mnie nieco zmieszana. 
- Przeciwnie. Prawdopodobnie poszukują mnie. 
- Mówiłem o grupie buntowników - wyprowadziłem ją z błędu z cieniem uśmiechu na twarzy.
- A! O nich ci chodzi… Nie, nie należę ani tu, ani tu. Chwilowo moim jedynym celem jest prowadzenie spokojnego życia, mimo tej klątwy. Nie mam zamiaru mieszać się w żadną wojnę.
- Hmmm… Order. Brzmi to niezwykle znajomo - byłem pewien, że kiedyś usłyszałem o kimś kto wspominał tę nazwę w mojej obecności. Ktoś kogo bardzo dobrze znam, tylko nie mogłem skojarzyć kto.
Iwes spojrzała na mnie trochę badawczo, trochę z niepokojem.
- Jeżeli ci zależy na dotychczasowym życiu lepiej trzymaj się od nich z daleka. A jeżeli nie, to przynajmniej mnie w to nie mieszaj.
Zaczęło mnie zastanawiać czy to miało być żądanie, czy prośba. O ile słowa wskazywały na to pierwsze, ton przywodził na myśl przerażone dziecko.
- Kontynuuj - poleciłem jej ignorując to co przed chwilą powiedziała.
- Ta organizacja jest wszędzie. Jedynym sposobem, żeby żyć normalnie w tym świecie jest ukrywanie się i dbanie o to, aby nie mieli powodu, żeby się tobą zainteresować. Nie mam pojęcia jaki ma cel w gromadzeniu ludzi z mocami, ale można się domyśleć, że nie jest to darmowe rozdawanie czekolady. Mają w swoich szeregach naprawdę potężnych i dobrze wyszkolonych członków. Wielu z nich jest bezwzględnych. Ja… - zacięła się na moment. - Widziałam kiedyś walkę między oddziałem organizacji, a małą grupą buntowników. To była istna, wręcz jednostronna rzeź. Zmieniają tam ludzi w potwory - bez sumienia i możliwości podważenia jakiegokolwiek rozkazu. W idealnych niewolników. To wszystko co o nich wiem. Więcej ci nie jestem w stanie powiedzieć. Przykro mi.
Wstała z krzesła i zabrała ze stołu swoją torbę.
- Ja swoją część umowy dochowałam. Mam nadzieję, że ty dokonasz swojej. - Dodała jeszcze tylko i bez pożegnania wyszła z zaplecza.
Byłem zbyt zamyślony, żeby ją zatrzymać.
Order… To naprawdę brzmi znajomo.
Wstałem z ciężkim westchnięciem. Czymkolwiek była ta organizacja z pewnością była bardzo wpływowa. To mogło być bardzo problematyczne.
Z tego co zdążyłem już zauważyć wpływy często były nabyte brakiem skrupułów i gotowością, żeby kogoś wykorzystać. Sam nieraz to wykorzystywałem strach oraz bezradność innych, aby dostać to czego chcę. Niezbyt podobała mi się wersja wydarzeń, w której to ja byłbym, wśród tych wykorzystywanych.
Przebrałem się w mój normalny strój i wychodząc akurat natrafiłem na Joego, który zaczął mnie przepraszać za to opóźnienie.
Ignorując jego pięciominutową przemowę przez większość czasu, wyjąłem mu z ręki notes , który dziwnym trafem trzymał, a następnie wydarłem kartkę i napisałem na niej mój numer długopisem, który uzyskałem z jego drugiej ręki. Zaskoczony nawet nie protestował.
- Daj Iwes i zapomnę o twoim spóźnieniu - odparłem. - Nawet nie odliczę sobie z twojej pensji za odwalanie twojej pracy - dodałem.
Zdziwiony wziął kartkę do ręki.
- Przecież to… - Zdziwiony zaczął.
- Mój numer - dokończyłem za niego. - Powiedz, żeby zadzwoniła w razie problemów.
Z tymi oto słowami opuściłem Purple Oyster.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz