poniedziałek, 22 lutego 2016

Od Aurory

Higienistka zapewniła mnie, że nie odniosłam żadnych poważnych obrażeń wewnętrznych. Oczywiście nie ufałam jej w żadnym przypadku, nie tyle z powodu niechęci do jej samej, co po prostu ogólnego powątpiewania w lekarzy. Zawsze wątpiłam w ich wykształcenie i umiejętności, więc opuściłam gabinet ze sztucznym uśmiechem i już od chwili zamknięcia drzwi poczułam, że umieram.
- To tylko twoja wyobraźnia.. - warknęłam sama do siebie - ..po prostu panikujesz i tyle. - może i miałam dużo racji, w końcu byłam ranna, chora i poobijana tyle razy, że już zdążyłam nauczyć się rozpoznawać prawdziwy ból i ten nieprawdziwy, spowodowany przez sam wymysł.
Kiedy tak szłam, majacząc sama do siebie jaka to ja jestem biedna i cały świat zrzekł się przeciwko mnie, zobaczyłam Eve idącą niezdecydowanie w moją stronę. Wydawała się zamyślona i skupiona, jakby chciała zacząć jakiś poważny temat.
- Idziesz do domu czy na lekcje? -  zapytała najnormalniej w świecie.
- Eemmm... - zastanowiłam się - ..chyba wracam na lekcje. 
- A jak się czujesz?  Mam już kupować wiązankę czy jeszcze trochę pociągniesz?
- Obawiam się, że jeszcze trochę pociągnę.. - zaśmiałam się zakłopotana. - Ale oszczędzaj pieniążki... poza tym: ty nie na lekcjach? Wagarujesz..?
- Ja..? Nie... - pomachała ręką przecząco - ..po prostu miałam coś do załatwienia akurat poza klasą, akurat w czasie lekcji. Powitałam nową uczennicę - wyprzedziła moje pytanie - ..i przyszłam, żeby o czymś ważnym z tobą pogadać..
- Ważnym..? - spytałam naburmuszona - Ważniejszym niż moje samopoczucie? - kiwnęła głową - ..Bo cię pacnę..
- Mianowicie chodzi o misję, którą dzisiaj otrzymałyśmy i o Vincenta. Aby naprawdę sprawdzić, czy ten... - tutaj zrobiła krótką pauzę, jakby zastanawiała się jakiego określenia użyć - ...niezrównoważony, społeczny imbecyl.. - kiwnęła głową delikatnie, jakby chciała sobie sama pogratulować - ..posiada faktycznie jakieś moce. To nasza misja i musimy ją wykonać.
- Będziemy go śledzić..? - moje serduszko drgnęło z podniecenia. Rzadko robiłyśmy coś tak ciekawego. A "śledzić" od razu nasunęło mi filmowy obraz podglądacza z lornetką, który wspina się na drzewo by podejrzeć dziewczynę pod prysznicem.. nie, zaraz, to prześladowca. Ale czy to taka różnica? W sumie nie wiadomo, do czego jego moc może konkretne służyć.. a nuż może używać jej tylko w łazience - ....trzeba zrobić rekonesans wytrzymałości najbliższych drzew.. - mruknęłam.
- Co? - spytała Eve, będąca myślami zupełnie gdzieś indziej - Słuchaj, Auroś, musisz się z nim tak jakby, na chwilę oczywiście, zakolegować.. - zaczerwieniła się niezauważalnie - wiesz...
- Co, ja? - spytałam podejrzliwie - To ja tylko otrzymałam to zadanie..?
- Ja.. będę... twoim... supportem... z dala... - uśmiechnęła się niewinnie, ale zbyt sztucznie, bym nie zdołała rozpoznać jej prawdziwych zamiarów - ..wiesz, mogę ci o nim opowiedzieć.. i wspierać cię.. i w ogóle.
- Jesteś jego kuzynką! - krzyknęłam, wyraźnie czując do czego do wszystkiego prowadzi i chcąc desperacko zrzucić na nią tę logiczną powinność - Tobie będzie o wiele łatwiej zdobyć jego zaufanie! Ja stwierdziłam, że mnie nie obchodzi i prawie wyrzuciłyśmy go z gabinetu, a teraz mi mówisz, że mam do niego tak sobie podejść i zdobyć jego zaufanie?!
- No właśnie, jestem jego kuzynką.. - zaczęła kiwać głową - ..gdy zobaczy, że ktoś, kto go całe życie nienawidzi, zacznie się do niego przymilać i wypytywać o takie rzeczy, to będzie to podejrzane, no nie..? Czy to nie logiczne..? - spojrzała na mnie dobitnie, ale ja pokręciłam głową energicznie.
- Ale ja powiedziałam "moje imię nie jest ci do niczego potrzebne!" i odwróciłam wzrok. Na pewno już mnie nie lubi... - zaczęłam się gorączkować - ...p-poza tym... przecież wiesz, że ja prędzej umrę niż podejdę do jakiegokolwiek chłopaka i nawiążę z nim kontakt..
- Dlatego ja ci pomogę.. z bezpiecznych 50 metrów.. - dumna pokazała mi okejkę, a ja spiorunowałam ją spojrzeniem - ..poza tym to dobrze, że się na niego naburmuszyłaś. Kto się czubi, ten się lubi... myślę, że tak pomyśli, kiedy już zaczniesz się do niego podlizywać. A wtedy....! - niemal krzyknęła - Straci czujność i gdy będzie się najmniej tego spodziewał, dowiemy się całej prawdy.. bądź uśpimy i zakopiemy w ogródku, do wyboru.. - uśmiechnęła się zadowolona i z wyraźnym przejęciem - Aurora, świat na tobie polega..!
- C-co..? - poczułam, jak robi mi się słabo - Ale.. o czym ty teraz.. że ja mam.. - wytrzeszczyłam oczy. - Kiedy ja nie mogę.
- Dzięki twoim genialnym zdolnościom interpersonalnym..
- Dzięki czemu..?
- Racja.. - skrzywiła się - Dzięki twojemu brakowi zdolności interpersonalnych zwrócisz jego uwagę na swoją miernotę i zdobędziesz jego współczucie! - rzekła triumfalnie i skrzywiła się, gdy posłałam jej lekkie uderzenie pod żebra - Uuuua..
- Prędzej walenie wyfruną z morza niż ja zrobię coś takiego.. - włączył mi się instynkt samozachowawczy i byłam wręcz gotowa stąd uciec - Poza tym co?! Podejdę do niego i powiem: hej, masz może jakąś moc?! To idiotyczne.. o czym ja mam z nim gadać? Nie znam się na wyrywaniu chłopców..
- Nie masz go wyrywać.. - zwróciła uwagę - ..albo.. czekaj.. może jednak go wyrwij. A potem zmieszaj z błotem.. - sadystyczna natura Eve nagle się uwolniła i wcale nie chciała jej opuścić - Będzie mnie błagał o twój numer telefonu, a wtedy ja..
- O ludzie... - zakryłam sobie twarz dłońmi - ..ty się módl o to, żeby w ogóle na mnie spojrzał, a nie, z takimi bajkami nagle wyjeżdżasz... z resztą: nie. Nie zrobię tego - wzięłam się pod boki z dzielną miną. - Możesz próbować, ale nic się nie stanie! Nie umiem poznawać nowych ludzi ani utrzymywać z nimi konwersacji: co dopiero na takim poziomie... - Eve złapała mnie za rękę i pociągnęła mnie w jakąś stronę z dziwną miną, najprawdopodobniej tam, gdzie spodziewała się znaleźć Vincenta. - Nie zgadzam się! - chwyciłam się drugą ręką barierki - Możesz mnie ciągnąć, a ja się nie puszczę! Choćby cała szkoła się na mnie gapiła!
- Auroś, daj spokój, zrobisz to dla WYŻSZYCH celów! - zaczęła mnie ciągnąć - Pomogę ci.
- A coś ci w dupę, koleżanko! - jeszcze mocniej chwyciłam się barierki - Jestem antyspołeczna i nikt tego nie zmieni...!
- Przełam się, no chodź to będzie genialne, już wiem jak to zrobim...
- Nie słucham, nie słucham!! - cała moja niechęć do ludzi wyszła na wierzch i w tej chwili byłam myśleć tylko o tym, że nie znoszę innych, żeby mi każdy dał spokój i jak nie, to rzucę tę budę i wyjadę na Jamajkę rozbijać kokosy. W samotności.
- Co tu się dzieje..?! - nagle jakaś nauczycielka, zwabiona hałasami z korytarza, wyszła z klasy - Jeśli chcecie się kłócić o chłopaka, to idźcie gdzieś indziej! Trochę kultury! I... och! - wskazała Eve, której skóra coś nie umiała się zdecydować, czy zrobi się czerwona czy blada jak moja - Przewodnicząca wielka, a po szkole sieje rozboje..! - dziewczyna puściła mnie i zaraz zaczęła przepraszać za hałas, po czym pociągnęła mnie za kołnierz i przemieściłyśmy się w bardziej odludne miejsce, czyli na ostatnie piętro, z którego było już tylko wyjście na dach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz