niedziela, 10 stycznia 2016

Od Aurory

Cały czas słyszałam ich rozmowę, jakby bez mgłę, nie mając jednak żadnych wątpliwości w sprawie jej autentyczności. Eve zdawała się chcieć wyrzucić Vincenta z pomieszczenia, a on, z jakiegoś nieokreślonego powodu, nadal tu siedział.
- Avrora, wszystko dobrze..? - Eve spojrzała na mnie, gdy zaczęłam wykonywać ruchy związane z dawaniem znaków życia - Żyjesz.
- Sądzę.. - mruknęłam - ..że to zależy od tego co definiujesz poprzez słowo "żyć"..
- Ah, skoro już tak mówisz, to znaczy, że nic ci nie jest. - odetchnęła z ulgą.
- Ty mnie tu przyniosłeś...? - bardzo wolno usiadłam. Nadal czułam zapach krwi i miałam wrażenie, jakbym miała głowę w wodzie. - Dziękuję.
- Nie dziękuj mu! - krzyknęła żywo dziewczyna - Ten niedorozwój patrzył sobie z lekkim uśmieszkiem na to jak ta bestia się na ciebie wspina, specjalnie to przedłużał!! - przeniosłam wzrok spokojnie na Vina, który siedział z nieodgadnioną miną.
- Rozumiem. - powiedziałam wolno, bo mój język bardzo się plątał. - To było niegrzeczne z twojej strony. Myślałam, że Eve koloryzuje na twój temat, jednak, jak widać, niezbyt się pomyliła.. - westchnęłam. - Mimo wszystko dziękuję chociaż za przyniesienie mnie tutaj. Ale.. właściwie.. - spojrzałam na niego chłodno - ..po co nadal tu siedzisz?
- Hmmm. Sam nie wiem. - zamyślił się - Nie mam żadnego powodu, ale gdybym miał wybierać czy być tu czy na tej porannej lekcji polskiego, to wybrałbym bycie tutaj. - uśmiechnął się.
- Rozumiem. Więc idź na lekcje. - zarządziłam, ale on się nie ruszył - Widzę, że jesteś nieokrzesany i uparty. - wzruszyłam ramionami - Jak sobie chcesz.
Weszła do nas jedna z pielęgniarek, która zaraz zażyczyła sobie opisu sytuacji. Trochę jej kącik ust ze śmiechu tykał, no ale cóż, wybaczy się jej.
- A ten tu młodzieniec? - spytała wskazując na Vincenta - Co tu robi?
- Przyniósł mnie tutaj, ale już może spokojnie iść na lekcje. - odpowiedziałam spokojnie.
- No, więc co ty tu jeszcze robisz? - przybrała bojową postawę względem intruza, jak hipopotam czający się na pąkla - Na pewno chcesz zobaczyć jak badam tę dziewczynkę.. nie dla psa kiełbasa! - roześmiał się gdy tylko to usłyszał, ale potulnie wstał i skierował się w stronę drzwi.
- A właśnie, nadal nie wiem jak masz na imię.. - odwrócił się w moją stronę zadowolony i spojrzał na mnie pytająco.
- Nie jest ci absolutnie do niczego potrzebne. - odrzekłam spokojnie - Ponieważ i tak nigdy więcej się nie spotkamy. - potem przeniosłam wzrok na pielęgniarkę - Co mam zrobić? - spytałam zajęta już badaniem - Wydaje mi się, że mogę mieć złamany nos, ale nie wiem.. - znowu zaczęłam hiperbolizować moje nieszczęście - ..ale głowa mnie bardzo boli. - w moim oku pojawiła się pojedyncza, ozdobna łezka. Tym samym usłyszałam trzaśnięcie drzwiami: znak, że intruz wyszedł.
- Być może  masz wstrząśnienie mózgu.. - pielęgniarka się zastanowiła. W tej samej chwili usłyszeliśmy chichot zza drzwi, najprawdopodobniej należący do Vincenta.
- Ooo. - powiedziałam - Widzę, że śmieje się na tyle głośno, abym to usłyszała. Żebrze o uwagę..? - spojrzałam na Eve.
- Może się czymś zadławił.. - rzekła z nadzieją - ..ale nie wiem. To nie brzmi jak śmiech.. no ale on jest niedorobiony, chyba rodzice się śpieszyli jak go robili.. - dumnie wykonała gest obrzydzenia.
W tym samym momencie usłyszeliśmy jakieś niezidentyfikowane słowa, jakby coś  "ktoś się wreszcie poznał na tym króliku" czy coś w tym guście. Eve przewróciła oczami, podeszła do drzwi i krzyknęła.
- Idź już stąd! - zmarszczyła się cała - Śmierdzisz! - tym razem śmiech był o wiele donośniejszy. - Widzi go pani, co za prostak? - higienistka wyglądała na rozbawioną, ale kiwnęła potakująco głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz