wtorek, 26 stycznia 2016

Od Clary

W tejże ławce usadził mnie nauczyciel mówiąc :
-„To jest miejsce, które Ci przypisano, będziesz siedzieć z nieobecnym dzisiaj Vincentem.” – powiedział oznajmiająco, a klasa spojrzała na mnie dziwnie, jakby z „politowaniem”?
Kiwnęłam głową i słuchałam uważnie monologu nauczyciela, który przedstawiał nam jak będzie wyglądać dalszy nowy rok szkolny. System oceniania był dość ulgowy:
40%- 54% - 2
55%- 69% - 3
70% - 84% - 4
85% - 95% - 5
96%- 100% - 6
Z czego uprzedzono nas, że raczej szóstki będą rzadkie, ale w końcu to liceum.
Notowałam wszystko uważnie w telefonie, bo zeszytu nie zabrałam. Kiedy nauczyciel zdawał się mówić o niczym ważnym, ja spoglądałam na puste miejsce obok mnie i zastanawiałam się gdzie jest ta tajemnicza osoba o imieniu Vincent. W wyobraźni już witał mnie średnio zbudowany blondyn, który się we mnie zakocha. Wtedy jednak, jak zwykle moje marzenia rujnuje mój jakże cudowny realizm. Przedstawia zatem chłopaka, jako kogoś kto siedzi i słucha muzyki na lekcjach zagryzając swoje znudzenie tanią kanapką ze sklepiku, popijając puszką energetyka, przy czym spływa jak ślina po krześle. Po tych fatalnych stwierdzeniach uznałam za niepotrzebne stwarzanie kogoś kogo nie znam tylko po to by później się wstydzić.
W końcu moje rozmyślanie i obolałe palce zatrzymał dzwonek z bezlitosnym i irytującym dźwiękiem.
- To wszystko na dziś. – Pani Profesor zabrała torebkę i wyszła z klasy zostawiając nas w sali.
Gdy już chciałam wstać od ławki i rozruszać moje obolałe kości podbiegło do mnie kilka osób by pytać o wszystko o co tylko można zapytać nowego ucznia.
-Skąd przyszłaś? –
- Z Nurot. – Powiedziałam.
- Czemu zmieniłaś szkołę? –
- Chce mieć lepszą pracę. – Męczyłam się.
- Masz chłopaka?- Odpowiedziałam tylko machając głową na „nie”.
-Masz rodzeństwo?- Szybko pokiwałam na „tak”.
-Bracia, siostry? –
-Bracia. – Myślałam, że zaraz ucieknę w popłochu od tych pytań, ale nie. Siedziałam jak na przesłuchaniu.
-Starsi?- Przykuta do krzesła błagałam o ten okropny dźwięk, by uwolnił mnie od męczarni.
Kiwnęłam głową i wtem zadzwonił błogosławiony dzwonek, a wszyscy zebrali się z sali. Pobiegli do następnej sali, na kolejne zajęcia. Ja za to wstałam z nogami jak wata i poszłam do łazienki, gdzie przemyłam twarz odzianą  w ulgę. Postanowiłam po tej krępującej przerwie unikać mojej klasy, ale to było prawie niemożliwe.
Poszłam na kolejną lekcję, a tam zwykła nudna lekcja o niczym ważnym. Na przerwie jednak… To samo piekło! Miliony pytań, stres ze mnie kipiał, ale oni i tak swoje. Przede mną jeszcze cztery lekcje, a co za tym idzie trzy przerwy. W takich momentach miałam ochotę krzyczeć na każdego kto się do mnie zbliży i uciekać jak najdalej, ale… Nie mogłam krzyknąć, czy uciec. Krzyk może wywołać katastrofę, więc się tego strzegę jak tylko potrafię, a co do ucieczki to moje ciało jest nieposłuszne i często zachowuje się nie tak jakbym tego oczekiwała.

Następne przerwy wyglądały tak samo, poza tym, że głównie kiwałam głową. Gdy nadszedł czas wracać do domu i zadzwonił dzwonek, ja jeszcze raz spojrzałam na puste krzesło z zaciekawieniem w oczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz