- O, już jest - Powiedział niespodziewanie Joe.
Chwila, chwila! Już?! Tak szybko?! Ja się jeszcze nie przygotowałam psychicznie! - mój mózg pracował na najwyższych obrotach, kiedy za oknem młody chłopaka zbliżał się do drzwi lokalu. - Ej, ej! Nie przesadzaj! Nie będzie tak źle! On nie jest do końca taki obcy. To kumpel twojego kumpla! Sam swój! Po prostu zachowuj się normalnie - czyli nie jak ty, tylko miło i uprzejmie. Będzie dobrze!
Szlag… Ręce mi się trzęsły niemiłosiernie. Niemal rozlałam świeżo nalane piwo. Moje serce przyspieszyło, jakby swoim biciem miało zasilać elektrownię, a w uszach rozległ się nieznośny i przyprawiający o ból głowy szum. Do klientów udało mi się jakoś przyzwyczaić, ale to była inna kompletnie inna sytuacja!
Spojrzałam na Joego. Ten z kolei był zachwycony. W czasie paru sekund znalazł się przy drzwiach. Nie słyszałam co do niego mówił. Widziałam, jak usta mojego kolegi poruszają się z szybkością małego wiatraczka. Obserwowałam ich jednocześnie starając się zapanować nad drżeniem rąk i skurczami w łydkach.
Spokojnie! Dasz radę. To tylko jedna osoba, ba! Jeszcze dzieciak! - Próbowałam sobie dodać otuchy - Będzie dobrze! Tylko pamiętaj - miło i uprzejmie.
Chłopcy podeszli do mnie.
- To jest Iwes Nash - Przedstawił mnie Joe. Po chwili zwrócił się do mnie z uśmiechem - Iwes to mój uciążliwy znajomy z liceum Vincent.. Jak ci tam było? - zażartował.
Vin najwyraźniej nie docenił tego żartu, bo tylko krzywo spojrzał na mojego przyjaciela.
No przedstaw się! Pamiętaj motto - miło i uprzejmie, miło i uprzejmie! Miło i uprze…
- Jestem Vincent Vels. Miło mi ciebie poznać - w tym momencie się włączyłam. Choroba… Jak mam się przedstawić?! Normalnie się uśmiechnąć? Powiedzieć całe imię, czy tylko “Miło mi”? Wyciągnąć do niego rękę czy nie? Zażartować? A jak żart nie trafi? Kiedy mój umysł zalała lawina pytań, chłopak kontynuował. - I podziwiam ciebie za to, że wytrzymałaś z jego gadaniem na jednej zmianie i nie zwariowałaś.
Bez zastanowienia otworzyłam usta, aby coś powiedzieć. Dopiero kiedy rozdziawiłam szczękę, zorientowałam się, że nie wiem co powiedzieć. Na szczęście z pomocą przybył mi Joe, który znowu zaczął ponownie droczyć się z młodym.
- W każdym razie muszę iść - powiedział, po czym zwrócił się do mnie - Iwes liczę na ciebie, a ty Vin nie narób kłopotów.
Czy ja widziałam w jego spojrzeniu zmartwienie? Przecież bardzo dobrze sobie ra… Dobra, w ogóle sobie nie radzę. Mój współpracownik niemal wybiegł z baru zostawiając mnie samą z “nowym znajomym”.
Przeniosłam spojrzenie na Vina, który zdążył się już usadowić na stołku. Powinnam coś do niego powiedzieć…
Dajesz Iwes! Będzie dobrze! Tylko pewnie! Jedno pewne zdanie, bez zacięcia, bez jąkania, bez powtarzania! Dasz ra…
- -ię czegoś...?
No i klapa.
Jak można było przewidzieć, chłopak nie zrozumiał o co mi chodziło. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
Dajesz! Masz drugą szanse, tylko nie zaprzepaść jej! Wiesz co chcesz powiedzieć. Teraz tylko zrób to wyraźnie i głośno!
- -apijesz się czegoś…?
Kolejny raz zawaliłam… Dlaczego zabrzmiało to jak burknięcie?! Miało być miło i uprzejmie… No i mantra poszła się bujać.
- Hmmm.. Woda nie byłaby taka zła.
Przynajmniej tyle tego dobrego, że mnie zrozumiał. Kiwnęłam tylko głową. Może lepiej, żebym się nie odzywała…
Nim wyciągnęłam spod lady szklankę, parę razy zacisnęłam i rozluźniłam pięści. Czasami to pomagało w uspokojeniu drżenia rąk. Podeszłam do lodówki i wyjęłam wodę.
- Proszę… - powiedziałam stawiając przed nim napełnioną szklankę. Niestety muzyka i gwar zagłuszyła moje słowa. Nie wiem czy je dosłyszał czy nie, jednak odpowiedział z uśmiechem podziękowanie.
Pierwszy raz ucieszyłam się z klienta, który z drugiego końca lady zaczął wrzeszczeć, co chce zamówić. Nieco szybciej niż zamierzałam, odeszłam od chłopaka. Zostawiłam młodego razem z tą niezręczną atmosferą i zaczęłam się zajmować gośćmi klubu.
Starałam się wrócić do właściwego mechanizmu - zapytać, przygotować zamówienie, podać, przyjąć zapłatę, przejść do następnego klienta. Niestety, czułam się niezręcznie ze świadomością, że ktoś może mnie obserwować. Nie chodzi mi tutaj o klientów - ich potrafiłam ignorować. Co jakiś czas rzucałam okiem na Vina. Ten z kolei przyglądał się ludziom na sali. Ilekroć na niego spojrzałam jego wzrok skierowany był to w jedną, to w drugą stronę. Aż tak się nudził, czy obserwowanie innych było jednym z jego hobby?
Nagle jego spojrzenie przeniosło się na mnie. Czemu mi się przygląda?! I po co?! Moje dopiero co uspokojone ręce ponownie zaczęły się trząść. Starałam się nie patrzeć na niego. Może jak zauważy, że go ignoruję to ponownie zainteresuje się tłumem. Szum w moich uszach robił się coraz bardziej nieznośny. Tym razem doszedł jeszcze potworny ból żołądka.
Niech już pójdzie, błagam! Albo niech wróci Joe!
Starając się ukryć przerażenie, spojrzałam ponownie na chłopaka. Jego wzrok był skierowany dokładnie na mnie.
Zakręciło mi się w głowie. Jedną ręką złapałam się gwałtownie lady, jednak nie skoordynowałam ruchów i świeżo nalane piwo wylądowało na jakimś mężczyźnie siedzącym przede mną.
- Co do…?!?! - wrzasnął zaskoczony - Co to ma być?!
Boże, dlaczego mi to robisz?!
Facet wyglądał jakby miał zaraz eksplodować. Jego twarz przyozdobiona bliznami po ospie i haczykowatym nosem stała się w ułamku sekundy niemal purpurowa ze złości, a na czole pokazała się mała, napięta żyła.
- Przepraszam! - pisnęłam przerażona.
Co ja mam teraz zrobić?! Jak zareagować, co powiedzieć?! - moje serce sprawiało wrażenie, jakby miało zaraz wyskoczyć mi z piersi. Treść żołądkowa niemal podeszła mi do gardła, a w płucach brakło mi powietrza. Miałam wrażenie, jakby to co się dzieje w okół mnie nie było rzeczywistością, a czymś o wiele gorszym. Place u rąk mi zdrętwiały. Cofnęłam się dwa kroki i podparłam ściany, aby nie upaść. Cały świat wirował.
- Bardzo przepraszam, szanownego klienta.
Vincent pojawił się nie wiadomo skąd. Odgrodził rozwścieczonego mężczyznę ode mnie, a zebrany tłum zwrócił swoją uwagę na niego. Następnie odwrócił się w moją stronę i zaczął spokojnym tonem coś do mnie mówić. Wszystko było jednym wielkim koszmarem, a Vin zdawał się być szansą na wybudzenie się z niego.
- Zajmę się nim.
Kiwnęłam głową i spróbowałam się uspokoić. Zamknęłam oczy i skupiłam się na oddechu. Głęboki wdech. Wydech. Prosto z przepony. Wdech i wydech. Kiedy tylko uspokoiłam serce, zaczęłam napinać i rozluźniać dygocące mięśnie. Świadomość obserwującego mnie tłumu nie pomagała mi. Kiedy opanowałam drżenie rąk, podniosłam powieki. Kilkanaście par oczu wciąż wlepiała we mnie wzrok. Gdyby nie ściana za moimi plecami, zapewne bym upadła. Zacisnęłam powieki i po paru minutach dałam radę wrócić do pracy. Szybko obsłużyłam klientów czekających przy ladzie, mimo że myślami byłam kompletnie gdzie indziej. Kiedy przyszedł Vin, tłum nieco się zmniejszył. Na jego widok ponownie pojawiła mi się gula w gardle. Powinnam coś mu powiedzieć, podziękować. Zamiast tego nalałam dwa piwa i postawiłam je przed chłopakiem. Pokazałam brodą w stronę awanturnika i jego znajomego. Vin uśmiechnął się i pokiwał głową. Młody całe szczęście zrozumiał o co chodzi i zaraz poszedł zanieść wynagrodzenie klientowi.
I kto tu kogo powinien pilnować…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz